Po maratonie w Krynicy dość niefortunnie potoczyły się moje losy. Wiedziałem, że czas zrobić sobie tygodniową rowerową przerwę przed drugą częścią sezonu. Ochota do treningów była ale na siłę odpuściłem pracując trochę w ogrodzie. Po tygodniu rozpocząłem treningi jednak znów musiałem je przerwać prawie na cały tydzień. Obiecałem Agacie wakacje... planowaliśmy wyjechać razem z Agatą, Gosią i Maliną nad morze jednak z jakiegoś powodu do tego wyjazdu nie doszło. Miały być rowery i treningi zamiast plaży, a wyszła plaża i deserki. Tyle, że w innym towarzystwie. Nad morze, a dokładniej do pięknego rozewskiego pensjonatu dotarliśmy z siostrą i rodzicami Agaty. Możliwości zabrania rowerów- nie było :( Kilka dni palmy z nieba, plaża, słońce potęgujące zmęczenie i desery, oddalały moją formę. Przytyłem. W czwartek w nocy wróciliśmy z nad morza, by następnego dnia rano wyruszyć już na najtrudniejszy maraton sezonu- Głuszycę. Wiedziałem, że będzie ciężko. Jak można po nic nie robieniu wybrać się na trasę mającą prawie 90 km i ponad 3km czystej jazdy w pionie. A no można, gorzko żałowałem i strasznie męczyłem. Umarłem, odżyłem, ukończyłem. Lwią część trasy pokonywałem razem z Jarkiem Hałasem,

na mecie zameldowaliśmy się ze sporą stratą. 40 minut do Piotrka Brzózki i 13 miejsce open! Porażka ale sam sobie zgotowałem ten los.
Wieczorem chyba w dwudziesto osobowym składzie spotkaliśmy się w Karpaczu na makaronie. Następnego dnia czekał nas wyścig na Śnieżkę. Jedyny dzień w roku, w którym można wjechać rowerem na najwyższy szczyt Karkonoszy. Za nim to jednak nastało, w pensjonacie w którym spaliśmy doszło do niecodziennej sytuacji. Mógłbym opisać co i jak, ale jest już prawie 2 w nocy więc powiem bez owijania i lania wody... Malina się oświadczył. WOW :D
O 12 wystartowaliśmy w wyścigu na Śnieżkę, nie opłacając biletów (50 zł za wjazd? Przegięcie jak dla nas) dotarliśmy wspomagając nasze lube do połowy podjazdu, dalej straż graniczna puszczała tylko tych którzy mieli opłacony start. Zostaliśmy przy schronisku, zjedliśmy zupę podziwiając widoki po czym karkołomnie pognaliśmy z powrotem, mijając po drodze świątynie Wang. Za rok wrócę, ale powalczyć o najlepszy czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dzięki za odzew! to zawsze zachęca do pisania!