Przed maratonem w Krynicy wybrałem się do Rafała Miki, kumpla, a w drugiej kolejności przedstawiciela odżywek SISa jak i duńskiej marki Pronghorn.
Celem wizyty była wycieczka w górach, składanie mojej nowej maszyny jak i sam start w Krynicy. Zapowiadał się piękny wyjazd. Pociągiem udałem się na Śląsk, podróż... męcząca jak to w PKP. Popołudniu wylądowałem na dworcu w Rydułtowach z którego dalej odebrał mnie Rafał. To właśnie jego rodzice zaprosili mnie do siebie i przygarnęli jak swój swego, jak ślązak ślązaka, a w zasadzie ślązak poznaniaka!
W oczekiwaniu na ramę Pronghorna powracającą z testów Magazynu Rowerowego spędzałem kolejne dni... Z Tomkiem i Rafałem jeździliśmy po pięknych Beskidach. Niesamowite trasy, pierwszy raz miałem okazję zwolnić, podziwiać tereny, a nie tylko piłować przed siebie i koncentrować się na trasie przejazdu jak to ma miejsce na zawodach. Rama miała być we wtorek, a w rezultacie dotarła na dzień przed maratonem w Krynicy. Popołudniu przed maratonem Tomek Drożdż z Rafałem zajęli się przerzuceniem wszystkich części z mojego sztywniaka na fulla.
Wiedziałem, że to co robię jest dość nierozsądne. Przed startem nie zmienia się kasety, łańcucha czy innych komponentów, a ja zmieniłem cały rower... i do tego na mniejszy nie wykonując prz
pedałowaniu. Zwykle pedałowałem (i nie zdawałem sobie z tego sprawy) najsilniej w dolnej części obrotu korbą, gdzieś między godziną 4 a 6. Na fullu, aby dumper się nie uginał, a tym samym energia przekazywana była tylko na łańcuch trzeba pedałować zaczynając już od góry czyli gdzieś od godziny pierwszej. Nauczyłem się przez to pedałować efektowniej i zapewniam, że po kilku treningach w ogóle się o tym nie myśli. To przychodzi samo, jak jazda na rowerze :)Wracając do zawodów, na 10 km przed metą przestał mi działać tylni hamulec. To był wyścig, tu nie ma czasu na zatrzymywanie się i sprawdzanie dlaczego coś nie działa. Trzeba było sobie radzić tylko o przednim, szkoda bo akurat ostatnie 10 km to dość ciężka sekcja zjazdów, a w moim wykonaniu raczej sprowadzania roweru. Na 2 minuty do mety, zdążył wyprzedzić mnie jeszcze jeden zawodnik i tak ukończyłem start giga na czwartym miejscu open o jednym hamulcu. Na mecie okazało się, że zgubiłem jedną ze śrub od hamulca... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dzięki za odzew! to zawsze zachęca do pisania!