W piątkowy poranek, w dzień poprzedzający wyścig XC , razem z Rafałem, 7 osobową załogą Transita i przyczepą na rowery wyruszyliśmy do Nałęczowa. Podróż była długa i męcząca, zajęła nam praktycznie cały dz
ień, na miejsce dotarliśmy po 18. Od razu się przebraliśmy i pojechaliśmy na pętlę Grand Prix XC, na której następnego dnia mieliśmy się ścigać. Trasa mało wymagająca, ale za to piękna i ciekawa, poprowadzona w parku z dwoma dłuższymi podjazdami i kilkoma fajnymi zjazdami. Już na objeździe trasy cieszyłem się, że zabrałem zapasowe opony na dużo cięższe warunki. Mimo, że nie padało, na trasie zalegało błoto, które uniemożliwiało przejazd w kilku miejscach.Wieczorem, po dotarciu w miejsce noclegu, zabrałem się za czyszczenie roweru. Następnego dnia miałem przed sobą pierwszego w życiu "Langa"- najbardziej prestiżowy wyścig w Polsce.
W sobotę od rana lało. Jako, że byłem niejako dokooptowany do reszty wycieczki, a do tego mój nocleg był zupełnie w innym miejscu, zostałem pozbawiony zarówno transportu, jak i... pompki rowerowej. Opony były wciąż nie przebrane. Podczas ulewy dotarcie na start rowerem z mojej odległej o 3km od Nałęczowa miejscówki nie wchodziło w grę. Byłem więc uziemiony. Z problemów wyciągnął mnie mój dobrym ziąąąą Jurek Stręk. W zasadzie to Jur. Złoty chłopak - niepierwszy raz mnie uratował. Niestety, to nie był koniec problemów tego dnia. W Nałęczowie zabrałem się za zmianę opon. Z powodu małej wydolności pompy stacjonarnej, opona bezdętkowa nie chciała wskoczyć na obręcz. Potrzebowałem kompresora. Wiedziałem, że takowy w swoim profesjonalnym wozie technicznym posiada ekipa JBG-2. Chłopaki użyczyli trochę powietrza, jednak wystarczyło tylko na uszczelnienie jednej opony. Druga dalej stanowiła niemały problem. W końcu zdecydowałem się na założenie tradycyjnej dętki. Do startu pozostała godzina, pojechałem się rozgrzewać.
W sektorze o godzinie 15 na starcie elity stanęło 15tu zawodników... Mówię do ustawionego obok mnie Piotrka Sułka, cholera trochę nas mało. Obciachem będzie jechać ostatnim. No nic, start i na początek dwie rundy rozjazdowe po trzymającej łące. D. Batek, Diabeł, M. Karczyński, bodajże dwóch Rosjan, bracia Brzózka i chyba ja. Jest dobrze idzie wiksa, ale nawet mi się podoba :)
Wjeżdżamy na pierwszy podjazd w lesie czterokilometrowej rundy. Już w połowie uphillu widzę, że będę miał problemy z oponami. Myślałem, że gryzący bieżnik opon będzie ok. Okazał się jednak zbyt gęsty na lessowe podłoże, co spowodowało totalne zaklejenie opony :/ Próbowałem podjeżdżać jednak większość nawet łagodnych podjazdów kończyła się butowaniem. Bieg też nie należał do najłatwiejszych bowiem startowałem jeszcze w starych butach, w których kolce mające za zadanie wgryzać się w podłoże były wyślizgane.
Pierwszą pętlę jechałem z Adrianem Brzózką i Piotrkiem Sułkiem. Wycofałem się po przejechaniu raptem 25 min wyścigu. Stwierdziłem, że nie ma sensu na takich oponach jechać. Widziałem, jak czyściły się opony innych zawodników i moje. Niektórzy mądrzy tego świata wmawiali mi, że wszystkim się zakleja. Bzdura. Stanąłem na szczycie podjazdu i obserwowałem. Niektórzy nawet wyjeżdżali do końca podjazd, który ja musiałem od dołu butować. No nic... Zjechałem do miasteczka i obserwowałem dalsze zmagania. W międzyczasie do Nałęczowa z Poznania pociągiem, a potem stopem dotarła Gosia, z którą poszedłem na pizzę ładując węglowodany potrzebne do wyścigu zaplanowanego na kolejny dzień. Dobra wymówka nie jest zła :)....
Kocham Cię ... ;D
OdpowiedzUsuńq
Mała Mi, to mogłaś być tylko Ty :)
OdpowiedzUsuń