Piękne zdjęcie, prawda? Niestety, nie mojego autorstwa. Do takich zdjęć potrzeba lepszej ręki i sprzętu niż te, którymi ja dysponuję.Tak właśnie wygląda miasteczko Skandia Maratonu. Na mnie robi wrażenie, banery, stoiska, muzyka, telewizja, prasa... znów do Bielawy zawitała Skandia. Inna niż przed rokiem była pogoda - perfekcyjna, ok. 20 stopni i palma z nieba.
Jest niedziela, godzina ranna. Moja ekipa z internatu jak zwykle z kupkami w majtkach pognała już na start. Ja dopiero zabieram się do śniadania. Oczywiście nie sam, towarzyszy mi dżemiku malinowego niemała porcyjka, no i oczywiście kawusia. No dobra - jest jeszcze Agusia, Gosia czyli Trititka i Klekotka, jak i Malina. Ten ostatni wieczoru poprzedniego z interna(e)towego okna wyzywał bielawskich penerów. Trochę to nierozsądne było, ale z perspektywy czasu nawet zabawne :)
Nieważne. Jak zwykle odchodzę od tematu. Chciałbym za dużo napisać, a nie będę przecież zanudzał tematami pobocznymi, bo sam wiem jak często nie doczytuję artykułów z powodu ich długości. Znów wyszło zdanie "zdanie konkretnie złożone".
A więc.... hmm pamiętam jak nauczycielka powtarzała mojej koleżance -"nigdy nie zaczynaj od a więc". So... z Malinowym chłopockiem na miejsce startu dotarliśmy rowerami, by przez 5 km rozjechać nogi z zalegającego w nich kwasu mlekowego. Dziewczyny dotarły na miejsce autem, wzbudzając przy tym nie lada sensację. Dwie fajne i samotne dziewuchy z rowerami na bagażniku dotarły na zawody kolarskie :)) czego chcieć więcej, pewnie myśleli Ci poruszeni :)
Dziś znów, jak i dnia wcześniejszego, czekał na mnie dystans giga. Trochę to nierozsądne, dwa dni z rzędu wyjeżdżać nogę, ale takie mam zadanie - walczyć na długich dystansach.
Przede mną 84 km i bodajże 2200 metrów w pionie. Dystans nazwany grand fondo (najdłuższy w tej serii maratonów) poprowadzony jest na dwóch pętlach. Po pierwszej rundzie, 40-kilometrowej, dojeżdżamy do rozjazdu. Stamtąd zawodnicy dystansu medio (środkowy dystans) kierują się na metę, a zawodnicy walczący na grand fondo lecą drugą pętle. Wyobraźcie sobie, jak czasem kusi zjechanie na dystans krótszy kiedy się wie, że dosłownie po 10 minutach można zakończyć tą rywalizację na dobrym miejscu, że raczej czeka tam podium i nagroda...
Trzeba być dobrze nastawionym, bo jak wyobrazisz sobie co czeka Cię na drugiej pętli (a to już wiesz) to naprawdę masz ochotę skręcić na metę... :)
No nic, opowiem trochę o samym starcie. Na początek organizator zapewnia nam 6 km rundy honorowej przez miasto. Wygląda to tak, że jedziemy za radiowozem na sygnale, bardzo wolnym tempem. Oczywiście każdy chce być z przodu. Przy tej prędkości o tym kto będzie na czele nie decydują siła ani forma, a cwaniactwo i wpychanie się. Moment nieuwagi i można skończyć na asfalcie bądź ze złamaną przerzutką za kilkaset złotych. Słyszałem, że niejedna osoba tam upadła... Uważam, że rundy są dobrym pomysłem ale powinny być przeprowadzone ze startu ostrego. Konkretniej, zaraz po wyjechaniu wszystkich zawodników na asfalt. Kilka porządnych depnięć i wszystko się pięknie klaruje. Nie ma wariactwa i nerwówki. Takie kolarskie kryterium na rozgrzanie byłoby ciekawsze dla kibiców niż jazda 20km/h.
W końcu po 6 km Policja odjechała, naprzód od razu wyszła grupa moja i Corratec teamu. Oczywiście mocne zaciągnięcia spowodowały to, o czym wcześniej pisałem. Wskoczyliśmy w teren i zaczęła się mozolna wspinaczka. Na czoło wyszedł (kto jak nie on...) jak zwykle Andrzej Kaiser. Za nim podążał sznur, pomału rozrywany tempem Andrzeja. Widziałem z przodu Tecława, Maciejewskiego, Lonkę (Corratec Team), dalej Wiendlocha (DHL Author), Sikora (Iskra Głogoczów), dwóch Rosjan (jeden dzień wcześniej trzeci na Grand Prix XC). Dalej jechał Bartek Banach, Michał Kucewicz i ja. Na pierwszym podjeździe trochę się to wszystko prz
W pewnym momencie Krzychu Maciejewski z Corrateca wywraca się, na niego wpada Tecław, a przed glebą ratuje się Lonka. Ja z Gogolewem, jadąc na 4-5 pozycji, omijam. Prawdopodobnie chwila płaskiego odcinka spowodowała dekoncentrację. Radek Lonka rusza od razu za mną i Gogolewem. Pytam się o Tecława - Radziu mówi, że wszystko z nim OK. Po niedługim czasie zresztą dołącza do nas.
Krzychu Maciejewski zostaje. Jak się później okazało, zjechał na MEDIO i był trzeci open.
Teraz jadę z Tecławem i Lonką. Na podjeździe odskakuje od nas Gogolew.
Na wjeździe na drugą rundę dołącza do nas ni stąd, ni zowąd Paweł Wiendlocha. Wyraźnie podjazdu nie wytrzymuje Radek Lonka. Strzela.
W odpowiednim momencie na trasie napotykamy całą gwardię Corratecowego supportu... a dokładniej Pulpę wraz z mamą, no i przedstawicieli Shimano na Polskę, Panów Ryszarda i Piotra Pawlaka. Proszę o bidon i zostaję nim obdarowany. Szczerze dziękuję za to, że mimo wcześniejszych nieporozumień są gotowi podać rywalowi... dłoń. W tym przypadku bidon i to nie byle jaki, bo z pysznym napojem - jakby babcinym kompotem.
Kolejne kilometry pokonuję z Radkiem Tecławem. Czuję, że jest mocny. Daje mocne zmiany i przez ostatnie 20km do mety to on w większości prowadzi. Czuję, że dzisiejsze trzy bidony na trasie, przy ciepłym dniu, na 3,5 h ścigania to zdecydowanie za mało. Z Pawłem Wiendlochą żebrałem na trasie o łyka wody... na bufecie nawet nie próbowałem się zatrzymywać. Usytuowane były na zjazdach bądź łukach. Niestety, nie było butelek, tylko małe 200ml kubeczki plastikowe, w których po przechwyceniu do ręki podczas jazdy zostałoby co najwyżej 50 ml wody... Już dawno przestałem korzystać z tego typu udogodnień. Czas działał na moją niekorzyść, mijał. Niestety dużo wolniej było z kilometrami. Na 7 km przed końcem byłem już tak zmasakrowany, że kilkakrotnie pytałem ludzi, czy na pewno dobrze jedziemy do mety, wiedząc, że i oni do niej zmierzają... W slangu kolarskim nazywa się to odcięciem prądu. Bardzo !@$#%& uczucie... Jedzie się 185 uderzeń serca na minutę, nagle odcina zasilanie i osiągnięcie tętna 160 jest nie lada wyzwaniem. Wyprzedza mnie Zbigniew Górs
ki, kolejny zawodnik Corrateca. Prowadzące do mety asfalty i łąkę staram się jechać możliwie szybko, co w skrajnym wycieńczeniu jest wielką męką. Na ostatnich metrach tracę kolejne miejsce, dosłownie 3 metry od zjazdu - na podjeździe wyprzedza mnie Darek Poroś. Przywożę 7 miejsce zajechany. Agata czeka już na mecie, padam na krzesło, ona wlewa we mnie z 10 kubeczków wody. Czas 3:25h , 10 minut straty do Andrzeja. Meta...Agata z Gosią skończyły Mini, Malina 10 OPEN na medio. Brawo dla Was! :)
A ja dzięki TEMU artykułowi następnym razem będę mądrzejszy...
While I surf blog , i found a all new trick in http://pic-memory.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńVistor can comment and EMBED VIDEO YOUTUBE , IMAGE. Showed Immediately!
EX : View Source.
http://pic-memory.blogspot.com/2009/02/photos-women-latin-asian-pictu...(add photos and videos to Blogspot comments).
Written it very smart!
I wonder how they do it ? Anyone know about this , please tell me :D
(sr for my bad english ^_^)