wtorek, 19 maja 2009

Międzygórze i dwa kolce

W piątkowy wieczór razem z Agatą, Gosią i Maliną znów wyruszyliśmy w stronę gór, a konkretniej między góry - jeszcze dokładniej do Międzygórza i Bielawy na dwa maratony różnych cyklów.
Zakładałem, że wystartuję pierwszy raz w życiu na XC Pana Czesława Langa. Taki był pierwotny plan, jednak został on wywrócony do góry nogami w dzień poprzedzający start. O 23 w bielawskim internacie, w którym spała duża część mojej drużyny, Remik namówił mnie bym nie startował w "wyścigu po łące" (czyli po pętlach XC mało atrakcyjnie przeprowadzonych), a w kolejnej edycji Powerade Maratonu. Na niekorzyść XC przemawiała nudna jazda po trzymającej łące, która jak później się okazało wcale takową nie była. Na plus maratonu w Międzygórzu - piękna trasa między górami. Długo się nad tym zastanawiałem i w rezultacie wybrałem maraton.
Z internatu w Bielawie do Międzygórza mieliśmy do pokonania 70 km. Po drodze napotkaliśmy solidną ulewę, a chwilę później, dosłownie 500 metrów przed Kłodzkiem, wypadek, który zatrzymał nas na dobre 15 minut. Nawigacja wyświetlała czas dojazdu na 10:30, czyli godzinę, o której przewidziany był start.
Na miejsce udało nam się jednak dojechać z 30 minutowym zapasem. Mieliśmy więc czas na ostatnie małe co nieco, napełnianie bidonów i smarowanie nóg rozgrzewającymi maściami. Temperatura oscylowała koło 14 stopni, wyżej na Śnieżniku na 1400 metrach leżał śnieg i spadała do 7stopni. Przed nami 84 km i 2600 metrów w pionie.
O 10:30 tradycyjnie Grzegorz Golonko odpalił Navarrę, motocykliści swoje crossowe KTMy i razem ruszyliśmy pod górę. Dość bolesne zwykle są początki, kiedy nie jest się rozgrzanym, a po starcie idzie tempo pod górę. Tak było w Karpaczu i nie inaczej w Międzygórzu.
Super silnej stawki na dystansie Giga nie było (oczywiście poza Andrzejem Kaiserem), toteż nie forsowałem się. Założyłem sobie, że idę mocno, ale na tyle by oszczędzić się przed maratonem, który czekał mnie następnego dnia. Na przód wyszedł Andrzej Kaiser, za nim jechał Bartek Janowski. Ja wraz z Krzysztofem Krzywym i Tomaszem Jajonkiem jechaliśmy kilkadziesiąt metrów za nimi. W połowie podjazdu Bartek odpadł od Andrzeja, a ja odjechałem moim kompanom. Tu relacja na 2h20 minut powinna być przerwana, bowiem nic ciekawego na trasie się nie wydarzyło. Żadnego tasowania, na podjazdach na 2 minuty przed sobą widziałem Bartka ale jakoś nie miałem szczególnej ochoty go dogonić. Jakoś tak w ogóle nie byłem zmotywowany. Jedyne co mnie otaczało to mgła, las i długi, niekończący się podjazd. Po podjeździe następował zjazd przy 60km/h we mgle i znów powtórka, podjazd pod Śnieżnik na 30 minut deptania.
Po dokładnie 2h 05min przejeżdżam obok schroniska na Śnieżniku i łapię laczka, płyn niestety nie uszczelnia. Kawałek niżej jest bufet, przy którym stoi Navarra organizatora - tam z pomocnikami próbuję wstrzyknąć piankę uszczelniającą. Okazuje się jednak, że nie jest ona kompatybilna z wentylem presty. Wszystko przelatuje bokiem. SZOK. Na wysokości, gdzie to wszystko się dzieje temperatura wynosi jakieś 7st C, a do tego lekki wiatr. Na sobie mam krótkie spodenki, mokre buty, krótki rękawek i na to tylko kamizelka. Ubrany jestem dobrze, ale na wysiłek. Nie przewidywałem postojów :) Nietrudno się domyślić, że już po chwili zamarzam. Swoją bluzą i skarpetami ratuje mnie Pani z GOPRu. Po 10 minutach ze swojego punktu obserwacyjnego schodzi Grzegorz Golonko. Wpuszcza przemarzniętego Alika do auta, odpala silnik i montuje brudny rower na pakę swojego allroada. Po 30 minutach jesteśmy na starcie, przebieram się szybko w ciepłe ciuchy i idę z dziewczyną na kawę. Poza tym ostatnim - gówniany dzień.

Wieczorem w internacie zmieniam oponę.Okazuje się, że dokładnie na skraju opony w odległości 20 cm od siebie złapałem dwa kolce. Płyn nie uszczelnił, bo był po prostu do dupy. Już się go pozbyłem. Łatek do sklejenia opony nie miałem, miałem natomiast oponę przewidzianą na trudne warunki atmosferyczne. Nie miałem wyboru, założyłem ją, zalałem płynem od Madzi Balany i poszedłem kimać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dzięki za odzew! to zawsze zachęca do pisania!