W środę zadzwonił do mnie Andrzej Kaiser:- "Alex, ty wiesz, że w piątek jest wyścig w Karpaczu ?"
Prawdę mówiąc - nie wiedziałem. Przekręciłem od razu do Maliny, żeby i jego o tym fakcie poinformować. Z reguły wyścigi są w soboty, niedziele. Z racji "krótkiego majowego weekendu" start kolejnej edycji Powerade Maraton przewidziany był jednak na piątek 1 maja.
Szybkie ogarnięcie sprawy i następnego dnia razem z moją Panią, Gosią i Dawidem lecimy w stronę gór. Przebicie się przez 260 km zajmuje nam 5h. To jakaś masakra. Rozumiem, gdyby to był długi majowy weekend, ale krótki? Nic, udało się. Wylądowaliśmy na miejscówce dość późno. O 00:30 czasu lokalnego Dawid odpalił kurczaka na patelni razem z makaronem, szybkie ładowanie i spanie.
7:00 pobudka. Niestety ,pomimo zaaplikowanych ferwexów nie czułem się najlepiej. To znaczy czułem się dobrze, wiem że byłbym gotów pojechać dobry wyścig, ale na uwadze miałem kolejne starty.
Głupotą byłoby jechać chorym, no chyba że byłby to wyścig wysokiej rangi. Postanowiłem nie dobijać organizmu i wystartować razem z zawodnikami giga, ale tylko do górnego Karpacza.
3, 2, 1 i start... Szybko przedarłem się na czoło grupy i przez kolejne 12 minut prowadziłem grupę pod górny Karpacz, zgarniając przy tym zdjęcia z Grzegorza Golonki- Navary :P
Początkowo schował się za mną Andrzej Kaiser, dalej Patryk Sawicki, Paweł Wiendlocha, Bartek Janowski i Wojtek Szczotka. W górnym Karpaczu pożegnałem się z chłopakami i zjechałem na dół.
O 11 startował dystans MEGA i MINI. W n-tym sektorze startowała moja luba, Gosia i Asia Jabłczyńska. To właśnie z nimi pokonałem dystans mini, wspierając je drobnymi pochwałami :P
Hej Alex, widzę, że zaczęliśmy pisać do netu prawie równocześnie. Trochę zazdroszczę formy. Powodzenia na wyścigach i nie przestawaj raportować o tasowaniu się czołówki.
OdpowiedzUsuńPzdr.
tak, też byłem ostatnio na Twoim blogu w zasadzie chwilę przed odpaleniem swojego :)
OdpowiedzUsuń