piątek, 19 czerwca 2009

Gdańsk, kolejna kuracja w błotnym SPA

W sobotni poranek malinowa Skoda znów pognała na kolejną edycję Skandia Maratonu. Na tylnim pokładzie znów zawrzało, zaczęło się!
Gosia z Agatą odpaliły swoje gardziołka. Nie liczyłem z Malinowym chopockiem, że może im się temat urwie czy nie daj Boże, a może i daj, gardełko siądzie... Po prostu, zaakceptowaliśmy to. Nawet podczas jedenasto godzinnej podróży do Austrii na narty, zaledwie kilka razy na kilkanaście minut przysypiały, chyba tylko po to by podładować "swoje akumulatorki".
Na pokładzie czuć było wyraźne podniecenie, a dokładnie dobiegało z tyłu auta... Agata z Gosią przeżywały już kolejną okazję na zakupy. Okazja nie byle jaka, bo nie miała to być kolejny raz Plaza, Stary Browar czy Malta ale z zupełnie innymi sklepami- Galeria Bałtycka... taaa tere fere.
No nic, spodobał nam się ten pomysł. Mieliśmy je z głowy. Dziewczyny wyskoczyłyby z auta na środku skrzyżowania, gdyby nie przezorny zawsze ubezpieczony Alik i jego wcześniejsza blokada drzwi w aucie dla nieznośnych dzieci. Jak to przy galerii, był też i przystanek. To na nim pożegnaliśmy się z dziewczynami na najbliższe kilka godzin i pognaliśmy w inną część miasta, kibicować w kolejnej edycji XC Langa.
Wieczorem po odebraniu naszych pięknych kobiet z Galerii Bałtyckiej zostaliśmy zaproszeni do Prezesa i Prezesowej na pasta party. Pyszne makarony, sałatki, towarzystwo :) Chyba z dwadzieścia osób podzielonych na dwa obozy. W jednym z nich można było usłyszeć "pomatki,cienie,balsamy,pudry,sukienki,balerynki,kolczyki,szpilki" (no dobra, poleciałem trochę tendencyjnie :P), a w drugim historie typowo rowerowe. Ufff co za emocje! Rewelacja! Trzeba było się jednak zebrać, następnego dnia o 11 wszyscy startowaliśmy w maratonie.
Nocleg zapewnił nam sam Robert Banach, cholernie skromny i utytułowany zawodnik polskiej sceny mtb. Złoty człowiek, naprawdę. Razem z dziewczyną Anką przygotowali nam trochę za komfortowe warunki do spania, aż

Malina na trasie

nie chciało się rano wstać :/
O 11 wystartowaliśmy, dość daleko stałem w sektorze, to też cały pierwszy asfaltowy podjazd przebijałem się wraz z Robercikiem do czoła. Doszliśmy i spokojnie już zaczęliśmy pierwsze zjazdy na dobrych pozycjach. Trasa przyjemna, w dość dużym błocie, nie aż tak jak w Nałęczowie ale równie mocno spowalniającym. Już w zeszłym roku przekonałem się, że w Gdańsku można czuć się jak w górach! Niestety nie czułem się zbyt dobrze, ciążył mi na żołądku makaron, a i nogi dziwnie bolały. Na trzecim kółku trochę puściły, brzuch też przestawał boleć. Bez większej woli do walki dojechałem do mety na 9 miejscu, cały dystans pokonując z klubowymi kolegami- Piotrkiem Stolarzem i Krzysztofem Krzywym. Kolejny raz bardzo ładnie pojechał Bartek Banach, zajmując trzecie open na grand fondo.
Po wyścigu losowanie skutera. Niestety znów nie udało się wygrać... :)

Powrót do Poznania zajął zaledwie 3:45, w tym 100 km autostrady… Po prostu Ameryka :D A tak będzie wyglądała nasza kolejna podróż z dziewczynami :))))))))))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dzięki za odzew! to zawsze zachęca do pisania!